Zima to pora gdy wielu osobom zdecydowanie brakuje widoku liści na drzewach. Kwiatów też jest raczej niewiele, jeśli nie liczyć najbardziej zimotrwałych zimowitów, ranników, wrzośców alpejskich itd. (co to mogą kwitnąć nawet pod śniegiem) oraz forsycji, wawrzynków i oczarów, które nazbyt się pośpieszyły w jakąś długą odwilż.
Aby ożywić martwy, biało-czarny zimowy pejzaż chętnie sadzimy drzewa i krzewy o trwałych, dekoracyjnych owocach, obecnych na roślinie jak najdłużej, najlepiej aż do wiosny. Całą zimę na gałązkach pozostają:
Owoce ligustru pospolitego
– lśniące pestkowce ligustru Ligustrum vulgare, najczęściej czarne, choć są także odmiany o owocach żółtych (‘Xanthocarpum’) i białawozielonych (‘Leucocarpum’);
– koralowo czerwone, zbliżone rozmiarami do ziaren grochu pestkowce ostrokrzewu kolczastego Ilex aquifolium, rośliny do niedawna spotykanej tylko w ogrodach botanicznych i starych parkach zachodniej Polski, a od kilku lat co raz popularniejszej w ogródkach przydomowych, parkach miejskich i na cmentarzach całego kraju;
– długie i wąskie torebki surmii Catalpa bignonioides;
– imponujące strąki igliczni Gleditsia triacanthos;
– białawe lub różowe, gąbczaste jagody śnieguliczek Symphoricarpos;
– bordowe lub amarantowe owoce sumaka octowca Rhus typhina, zebrane w okazałe „pałki”.
Piękne czerwone owoce ostrokrzewu kolczastego.
Jeśli zima jest łagodna możemy doczekać się czarnych owoców bluszczu Hedera helix. Ostatnio w Polsce pojawiła się również pięknotka Bodiniera Callicarpa bodinieri – pochodzący z Chin krzew o fioletowych owocach i niejasnych stosunkach rodzinnych.
Nawet w podręcznikach survivalu można się natknąć na niedorzeczne porady w stylu: „Obserwuj ptaki! Jedz to, co i one”. Trudno o bardziej zgubną, śmiercionośną wręcz poradę! Ludzie choć trochę obeznani z dziką i z oswojoną, przydomową przyrodą wiedzą doskonale, że ptaki są dużo odporniejsze na działanie różnych trucizn roślinnych od ssaków. Nawet od ssaków pochodzących od owocożernych małp jak ludzie. Drozd, jemiołuszka, pokrzewka czy rudzik potrafią pochłonąć ogromną liczbę jagód czworolistu, szupinek irgi, zmięśniałych torebek trzmieliny czy pestkowców różnych groźnych roślin, które zabiłyby dorosłego człowieka, a co dopiero dziecko! Czasem taki ptaszek wręcz podwaja swoją wagę po żerowaniu. Drozdy traktują obficie obradzające okazy bluszczu, jemioły lub ostrokrzewu jak swoje, żywe spiżarnie, szczególnie ważne na przednówku, gdy od dawna znikły pozostałe owoce, a owady jeszcze śpią. Bronią ich wówczas zażarcie przed innymi ptakami. W przeszłości, gdy jemiołuszki i drozdy były chętnie jadane jako przekąska, zdarzały się wypadki ciężkich zatruć po spożyciu tych ptaszków żerujących wcześniej na jemiole, ligustrze czy bluszczu.
Kos na gałązkach bluszczu
Bluszcz jeszcze kilkadziesiąt lat temu nader rzadko zawiązywał owoce na ziemiach dzisiejszej Polski. Istniał nawet przepis (od 1957 do 2001 roku), że chronione prawnie są tylko kwitnące i owocujące okazy dziko rosnące. Do niedawna (do 2014 r.) ochronie podlegały wszystkie egzemplarze na stanowiskach naturalnych, obecnie jednak zniesiono ochronę gatunkową tej rodzimej liany, aczkolwiek nadal chroni się okazy o statusie pomników przyrody i występujące na terenie parków narodowych lub rezerwatów. Okrągłe, granatowo-czarne jagody (barwa typu dzikiego i większości kultywarów, czasem sadzi się jako wielką osobliwość odmiany o jagodach żółtych czy białawych) wykształcają się co raz częściej. Wyjątkowość obradzających okazów w czasach naszych rodziców i dziadków różnie się tłumaczy. Jedni przyrodnicy dostrzegają tu dowód globalnego ocieplenia, inni raczej skutek przemian kulturowych. Bluszcz nie śpieszy się z owocowaniem, a dawniej rzadko który okaz dożywał sędziwego wieku, albowiem stare, naprawdę ciężkie osobniki były zrywane ze ścian i słupów przez administrację budynków, po to by nie uszkadzały fundamentów i anten, nie ocieniały okien etc. Obecnie – może pod wpływem kultury anglosaskiej? Może większego szacunku dla przyrody? I strachu przed karami za wycinkę krzewów bez zezwolenia? Znacznie częściej pozwala się bluszczom dożyć matuzalemowego wieku. Nawet dziś najwięcej takich pomnikowych osobników rośnie na opuszczonych cmentarzach i w zaniedbanych parkach.
Owocostan bluszczu
Zatrucia owocami Hedera helix są na szczęście nader rzadkie. Dzieci próbują od czasu do czasu zjadać te lśniące, ciemne kuleczki, ale prędko je wypluwają. Jagody bluszczu to nie borówki czernice – twarde i gorzkie, są po prostu obrzydliwe. Tym niemniej medycyna zna nieliczne przypadki naprawdę ciekawskich i nieostrożnych dzieci, które mimo wszystko jadały bluszcz, co bardzo źle się kończyło. Objawami zatrucia tą rośliną są: rozwolnienie, drgawki, silne oszołomienie, ociężałość umysłowa, rozszerzenie źrenic, gorączka tudzież czerwone plamy na twarzy i kończynach – jak przy szkarlatynie. Pomagają wymioty, płukanie żołądka, podanie środków przeczyszczających i węgla aktywnego.
Bardzo podobnie przebiega zatrucie się takoż czarnymi i zimotrwałymi pestkowcami ligustru oraz czerwonymi owocami ostrokrzewu kolczastego. W tym przypadku oprócz gwałtownej biegunki i wymiotów dochodzi także do zaburzeń krążenia (w przypadku zatrucia ligustrem) albo senności (w przypadku ostrokrzewu). Leczenie przebiega analogicznie: wymioty, płukanie żołądka, podanie węgla aktywowanego, kontrola poziomu elektrolitów w ustroju. Dawka śmiertelna dla małoletnich wynosi 20-30 pestczaków ostrokrzewu.
Dlatego pamiętajmy! Uczmy dzieci odróżniania owoców jadalnych od niejadalnych! Jeżeli mamy małe dzieci to sadźmy gatunki ozdobne z kwiatów albo z kory, a darujmy sobie uprawę form o silnie trujących owocach!