Prosta metoda na pozbycie się cellulitu

0
146
Prosta metoda na pozbycie się cellulitu

Nie mam cellulitu. Miałam kiedyś. Teraz czasami na chwilę powraca, ale zupełnie się tym nie przejmuję, bo poznałam zależności jego występowania i wiem, że pogonienie go precz zależy tylko ode mnie i jest rzeczą równie łatwą jak jego nagromadzenie.  Po kilkuletnich obserwacjach chciałabym przedstawić Wam wnioski dotyczące tego fenomenu.  Nie będę twierdzić, że jestem nieomylna, że jestem jakąś samozwańczą wyrocznią w tej sprawie, ale namawiam do zapoznania się z tym, co w dziedzinie cellulitu przytrafiło się mojemu ciału i jak to się dzieje, że znika kiedy tylko chcę.

Cellulit rozpoznałam u siebie w wieku 17 lat. Rozlał się po pośladkach i zaczął wylewać się na skórę poniżej. Wyglądało to oczywiście paskudnie, więc zainteresowałam się faktem i zaczęłam walkę. Oczywiście walczyłam z nim w taki sposób jaki zalecały i zalecają do tej pory główne mądre nurty: antycellulitowe balsamy do ciała, antycellulitowe kremy, antycellulitowe peelingi, antycellulitowe tabletki i anty cała reszta.

Użyłam wszystkiego! I to wszystko, czyli nic, nie pomogło.

Wszystko i wszyscy obiecywali cuda na kiju. Masaże jakieś, kawowe peelingi miały pomóc, nawet folia spożywcza owinięta wokół maltretowanych pośladków.  Dżizys, wszystkiego próbowałam. I nic. Celulit nie znikał.

Nie znikał, bo problem leży w środku, w ciele. Wszędzie w nim krąży.

Któregoś dnia, dawno temu, rozmawiałam z koleżanką w pracy na temat cellulitu. Koleżanka powiedziała coś co doprowadziło do mojej kapitulacji. Przestałam z nim walczyć, bo faktycznie wydało mi się wtedy, że to co oznajmiła musi być prawdą: cellulit istniał zawsze, każda kobieta zawsze go miała i mieć będzie. To tylko teraz, w naszych czasach, zaczęło sie z nim walczyć, bo media i ich nierzeczywiste, doskonałe ciała krążą przed naszymi oczami na każdym kroku. Napędzane są interesami przemysłu kosmetycznego, a udoskonalane na fotoszopach. Na szczęście dla mnie, przestałam. Poddałam się i zaczęłam z nim żyć, bo nic nie mogłam wskórać. A dodam jeszcze, że sport uprawiałam zawsze. Sport więc nie był lekarstwem.

Dlaczego mówię:”na szczęście”? Bo przestałam wydawać pieniądze na te badziewia, droższe i tańsze, na te kłamstwa i obietnice. Wyszło na plus.

\Na szczęście potem przyszedł czas triumfu świadomości i otwartego umysłu. To było to! Dowiedziałam się, że trujemy się za pomocą widelca. Dowiedziałam się, że mamy niedobory witamin i minerałów, że jesteśmy wysuszeni, że ćpamy, chlejemy i fajczymy….. I powoli zaczęłam zmieniać mój styl życia. Wtedy jeszcze nie myślałam, że mi ten cellulit zejdzie. …bo przecież istniał od zawsze i na zawsze… nawet o nim zapomniałam i przestałam go obserwować. Nie był już moim centrum zainteresowania.

Jeśli czytujecie moje poczynania na tym blogu to już wiecie, że żywię się koktajlami, że nie jem mięsa, że pijam soki itd. Nie pijam kawy, mleka, alkoholu… Wiecie już, że polecam żyć zdrowiej…

No więc z tego zdrowszego stylu życia ten cellulit zniknął sam! Tak moi kochani, zniknął. Nie ma go. Sam z siebie! Odszedł ode mnie. Naprawdę proszę Państwa, se poszedł. I naprawdę go nie ma.

Teraz tak: różnie tam się mówi o cellulicie, ale ja uważam, że przyczyną jego powstawania są toksyny. Jasne, nie da się od nich uciec, bo są wszędzie w naszym środowisku. Są w powietrzu, w jedzeniu, w materiałach, którymi się otaczamy. No nie da się. Ale da się zmniejszyć ich ilość w naszym organizmie. Detoksykacją. I to właśnie się zadziewa u mnie. Nie przeprowadzam i nigdy nie przeprowadziłam ani jednej typowej kuracji oczyszczającej z toksyn, (Nie, przepraszam: jeden dzień głodówki – to jest oczywiście detoks jak najbardziej. Wytrzymałam tylko właśnie dzień.), więc nie będę tu polecać. Się nie znam. Mam natomiast podejście do życia i jedzenia takie, które samo z siebie eliminuje toksyny i ogranicza ich dostarczanie do organizmu, a moje motto to zasłyszane od Jamie Olivera:

„Nie kupuj niczego do jedzenia co ma w swoim składzie coś czego nie znasz”

Tłumacząc na styl odżywiania: staram się bazować na produktach spożywczych, które mają na opakowaniu wypisane składniki, które rozumiem i wiem czym są. Najbardziej poszukuję tych, które są składnikiem samym w sobie. Na przykład sałata jeśli jest zawinięta w folię i jest na niej etykieta, to na etykiecie skład będzie brzmiał: „sałata”. Jeśli kupuję coś co zrobione jest z wielu składników, to te składniki mogą brzmieć: woda, sól, mąka. Jeśli brzmią: woda, sól, mąka, E367, E777, benzoesan sodu…. itp, to nie, dziękuję. Wszyscy wiemy co to mąką. Niewielu wie co to butylohydroksytoluen. Takie niewiadome chemiczne są dla mnie lampką kontrolną. Przytulę jeśli nie mam wyjścia lub jestem pewna, że chcę to zrobić. Natomiast zawsze prubuję unikać.

Oczywiście świadoma jestem tego, że jakkolwiek opisane, to i tak nie znaczy, że bezpieczne. Nie daję się jednak zagonić w fanatyczny róg, bo cos trzeba jeść. Zawsze opieram się na produktach jak najmniej przerobionych ręką człowieka. Czyli już wiecie: zawsze na zakupach do warzywniaka, a prawie zawsze tam, gdzie można kupić coś „eko”. (Produkty „eko” i tzw.: „zdrowa żywnosc” to temat na osobny wpis, który również poczynię). Wymaga to trochę pracy i nauki, ale raz poznany produkt zostanie zapamiętany i półki pomysłów w Waszych głowach będą się powoli wypełniać.

Takie podejście do zakupów daje duże prawdopodobieństwo oczyszczania Twojego ciała z toksyn, a musisz być świadoma/y tego, że detoksykacja powinna być i musi być prowadzona całe życie. Jeszcze raz podkreślam, nie mówię tu o kuracjach detox, a o stylu odżywiania. Jeśli będzie w Was mniej toksyn, to organizm będzie działał lepiej, bo nie będzie tracił sił na ich sprzątanie i utylizację. Będzie miał siły na sprawne działanie i samoleczenie. Będzie tak sprawnie działał, że wyczyści cellulit sam, bo to toksyny. I wtedy okaże się, że cellulit wcale nie musi być normą. Że wcale nie musi istnieć jako nasza babska cecha. Mężczyźni też miewają, wiem. Tacy to już naprawdę powinni zatrzymać się i podumać o swoim zdrowiu. Cellulit odejdzie, jeśli w Waszym żywieniu będzie liczyć się jakość. Nie mówię tu o rzeczach drogich, bo te są najczęściej nafaszerowane badziewiem. Mówię o rzeczach prostych, naturalnych i …żywych. Rośliny. Produkty bez domieszek chemikaliów czy leków. Takie jakie podaje nam natura. Powinny być podstawą żywienia dla tych, którzy chcą być zdrowi, piękni i młodzi.

Jeśli już miałabym wskazać takie konkretne, detoksykujące coś, co napewno przyłoży się do likwidacji cellulitu,  to ANANAS. Ananas świetnie usuwa toksyny. Dodatkowo jest tym owocem, które można bezpiecznie wciągać, bo nie trzymają się go pestycydy. Kupuję sporo ananasów i wyciskam sok. Czasami zjadam.

Zaprawdę mówię Wam wszystkim: kupcie sobie wyciskarkę do soków. Nie sokowirówkę. Wyciskarka nie jest tanią rzeczą, ale warto uciułać. Szklana soku dziennie sprawia cuda. A takiego ananasowego…, wymiata toksyny i cellulit przyspiesza ucieczkę. A jaki smaczny! Same zalety i sukces murowany.

A wiecie, kiedy cellulit mi powraca???

Wtedy gdy mój nałóg mnie zbałamuci i zaczynam jeść słodycze. A w słodyczu tyle syfu, że strach na etykietę zerknąć. Walczę z nałogiem i nie jem słodyczy, ale czasami, bardzo żadko, miewam takie okresy, w których nie mogę się opanować. I wtedy się pojawia. Jak tylko się opamiętam i przestanę, pare dni i po cellulicie. Niestety pokusa w słodyczu gada do nas z takim natężeniem, że i ja wymiękam czasami. Z moja świadomością jednak potrafię przejść obojętnie koło batona i tego samego wszystkim Wam życzę.  Siły by syfu nie tykać, bo słodycz i cellulit potrafią być sadystami

Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego wpisu przestaniecie przynajmniej wydawać majątek na nic nie warte kosmetyki. Jedyne co pomaga przy ich stosowaniu to masaż, który wykonujecie przy nakładaniu na skórę. Ten można robić choćby z odrobiną oliwy…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here