Jest takie powiedzenie, że najlepszym lekarstwem na starą miłość jest nowa miłość. Tylko niestety odnoszę wrażenie, że część z nas bierze to zbyt dosłownie, nie nakładając na to filtru czasu jaki jest potrzebny, by antidotum tej nowej miłości zadziałało.
Na moją teorię związków składają się dwa składniki: chemia i dobry timing. Niestety ani nad jedno ani drugie nie zależą od nas, zatem skazani jesteśmy na łut szczęścia, który albo nam się przytrafi albo nie. Ale zacznijmy od początku. Chemia. Albo jest albo jej nie ma. I wiedz, że jeśli jej nie ma, to też nie ma co liczyć, że nagle się pojawi. Ja nigdy dobra z chemii nie byłam, jednak zawsze potrafię trafnie określić czy z nowo poznanym facetem będą mnie łączyć relacje stricte kumpelskie czy też może będzie to coś głębszego. I tak jak mężczyźni szufladkują kobiety według kategorii: „materiał na żonę” lub „tylko do zabawy” to moje szufladki mają inne naklejki: „kumpel” i „potencjalny facet”. Niestety nie ma opcji transferu pomiędzy szufladkami. Sprawdzone. Przetestowane. Nie działa.
Wydawałoby się, że dobry kumpel jest idealnym materiałem na faceta. Skoro się doskonale rozumiemy i dobrze razem bawimy to co nam stoi na przeszkodzie, by stworzyć fajny związek? Ano właśnie, między innymi słowo fajny. Fajny nie znaczy szaleję za Tobą, fajny nie znaczy nie mogę bez Ciebie żyć. Fajny jest po prostu fajny, jest bezpieczny, jest wygodny, jak trampki, w których chodzimy codziennie marząc skrycie o tym, by w końcu założyć bardziej szałowe obuwie. Kiedyś znudzona tym, że w moim życiu nikt ekscytujący się nie pojawiał, postanowiłam spróbować takiego „bezpiecznego związku”. Z kumplem, z którym znałam się od lat i który jak się okazało był we mnie zakochany. Skończyło się tak, że nie miałam ani chłopaka, ani kolegi. Niestety ciała nie oszukasz, a związki z rozsądku nigdy nie będą miały w sobie tej iskry, która sprawia, że jedno spojrzenie Twojego faceta wystarczy, byś była na niego gotowa. To co odróżnia relacje przyjacielskie od romantycznych to sex, więc musi być dobry. Oczywiście można by się zastanawiać czy ta iskra jest nam naprawdę potrzebna czy może lepiej związać się z kimś kto zawsze stał za nami murem i kto nas nigdy nie zawiódł. I pewnie niejedna z nas zgodzi się z tym stwierdzeniem. Tylko, że my zgadzamy się z tym jedynie w teorii. W prawdziwym życiu chcemy emocji, iskrzenia i fajerwerków – chociażby miałyby nas one poparzyć.
Znam kilka przypadków kiedy ludzie poznawali się, byli ze sobą, a potem z hukiem rozstawali. Był ból, była rozpacz, czasem nienawiść. Nie raz tracili ze sobą kontakt na lata. Rozpoczynali inne związki. I nagle dowiadywałam się, że znów są razem. I są szczęśliwi. Czemu więc nie układało im się wcześniej?
I tu przechodzimy do drugiej składowej mojej teorii związków, a mianowicie do tak ważnego zgrania potrzeb obu stron w tym samym czasie. To bardzo kluczowe i często stanowi o być albo nie być związku. Mężczyźni doskonale wiedzą kiedy chcą być singlami, a kiedy jest czas by się ustatkować. I wierz mi, jeśli nie wstrzelisz się w dobry tajming to nawet, to, „że on powiedział, że Cię kocha Wam nie pomoże”. Po prostu nie zgrywacie się na poziomie aktualnych potrzeb i wtedy albo zgadzasz się na jego warunki, ale tak naprawdę, bez oszukiwania i wyczekiwania, aż on zmieni swoje zdanie, albo odpuszczasz i czekasz na kogoś, kogo nie będziesz musiała przekonywać, że warto z Tobą być. Gorzej jeśli przytrafiają nam się bardziej skomplikowane sytuacje. Gdy ktoś jest w związku, jest poraniony po rozstaniu, zdradzony, niepoukładany. Wiemy, że powinnyśmy trzymać się od tej osoby z daleka, ale coś nas do niej ciągnie. Zdradliwa chemia, która zadziałała w nieodpowiednim czasie.
To trochę tak jakbyś przyszła za wcześnie na dworzec i wsiadła do nie tego pociągu. Niby masz bilet, ale nie jedziesz tam gdzie chciałaś. Nie jest to też zapowiadane Pendolino tylko druga klasa w TLK. Na dodatek wszystkie miejsca siedzące są zajęte, przez co lądujesz na małym, niewygodnym siedzeniu w korytarzu, z którego musisz co chwilę wstawać bo jakiś podchmielony pan znów potrzebuje przejść do toalety.
Nie taką podróż sobie wyobrażałaś, co? No właśnie, ja też nie. I kilka znanych mi kobiet również. Trafiły na dobrych ale poranionych facetów, którzy nie dali sobie czasu na odżałowanie poprzedniego związku. Zdradzony mężczyzna potrzebuje dużo czasu i powinien go sobie dać, pozwolić na złość, na cierpienie, a finalnie na wybaczenie. Osobie, która zdradziła, ale także i sobie.
Parę lat temu zdarzyło mi się wsiąść do niewłaściwego pociągu i szczerze mówiąc do tej pory żałuję, że nie wysiadłam z niego na kolejnej stacji. A podpowiadała mi to moja intuicja. Zamiast tego z głową pełną wspaniałych wyobrażeń, znosiłam wszystkie niedogodności tej podróży, aż na jednej ze stacji w miejscowości nigdzie, maszynista sam mnie wysadził, a konduktor wlepił mandat. Pociąg odjechał, a ja zostałam sama w polach i nie były to Pola Elizejskie, które tak sobie wymarzyłam. Bardziej jak u Golców „pole, pole łyse pole, a na środku ja” – dodam, że w kompletnym szoku. Długo nie chciałam wsiąść do żadnego innego pociągu, wolałam iść sama pieszo i dać sobie czas na przemyślenie tego co się stało i dlaczego na to pozwoliłam. Nauczyłam się w tym czasie, że nie można bazować na wyobrażeniach, tylko trzeźwo oceniać sytuację. I przede wszystkim nie bać się wyniku tej oceny. Nie bać się tego, że na dłuższy czas utkniemy samotnie na dworcu. Czasem warto poczekać, czasem nawet warto się spóźnić, ale na pewno nie warto wsiadać do pociągu byle jakiego. Zatem jeśli widzisz, że standardy podróży, którą właśnie odbywasz Ci nie odpowiadają, to po prostu zmień pociąg. Serio, przyjedzie kolejny. Może nawet z Wi-Fi i klimą.
I tutaj apel do zdradzonych facetów. Rozstania i zdrady nie biorą się z niczego i nie jest to nigdy wina tylko jednej ze stron. Jasne, tak byłoby najłatwiej, zrzucić winę na osobę, która zdradziła, umyć od tego ręce i użalać się nad sobą do końca swoich dni. Tylko, że ta łatwa droga jest też drogą, która nie prowadzi do niczego dobrego. Jeśli nie wybaczysz jej i sobie, nie pójdziesz dalej. To tak jakbyś chciał odbić od brzegu bez wyciągniętej kotwicy. Nie ważne ile mocy masz w silniku TA kotwica dalej będzie Cię trzymać. Czasem naprawdę warto poczekać. Dać sobie czas. Poukładać w głowie. Pomimo całego zranienia, które nadal czujesz zastanowić się czy czasem nie przyłożyłeś do tego ręki. Czy to co Cię spotkało, nie wynikło pośrednio z Twojego zachowania. Z tego co zrobiłeś lub też czego nie zrobiłeś. Jeśli nie wybaczysz i wejdziesz w nowy związek to musisz mieć świadomość, że na pewnym etapie Twoja nowa wybranka zacznie płacić za błędy tej, która Cię zawiodła. A to nie będzie w stosunku do tej nowej osoby uczciwe. Ona ma wobec Ciebie dobre intencje. Jest szczera w tym co czuje. I nie powinna płacić za czyjeś błędy. Więc jeśli z obawy przed zranieniem nie dajesz jej wszystkiego na co ona zasługuje, to tak naprawdę nie zasługujesz na nią Ty. Jeszcze nie.
Nadszarpnięte zaufanie ciężko odbudować. A jeszcze ciężej zaufać po czymś takim nowo poznanej osobie. Zawiodłeś się na tej najbliższej, która ślubowała Ci przed ołtarzem i z którą byleś przez x lat. W takiej sytuacji zaufanie komuś obcemu wydaje Ci się kompletną abstrakcją. Ale musisz jej zaufać. I musisz zaufać sobie oraz uwierzyć, że znów możesz być szczęśliwy. Wyobraź sobie na przykład sport, który uprawiasz i moment kiedy doznajesz kontuzji. Powiedzmy, że od kilku lat jeździsz na desce. W poprzednim sezonie zaliczyłeś sromotny upadek, skończyło się operacją i 6 miesięczną rehabilitacją. Gdy noga dochodzi do siebie co robisz? Myślisz, że już nigdy nie założysz deski na nogi? Nie. Czekasz aż noga wydobrzeje i szykujesz się na kolejny sezon. Bo jazda na desce sprawia Ci radość. Jasne, wspomnienie upadku pozostaje i może tym razem będziesz bardziej ostrożny, ale moment, w którym zapniesz wiązania i zjedziesz pierwszy raz ze stoku przypomni Ci jak bardzo tę jazdę lubiłeś. I tak, ryzyko istnieje zawsze, bo tu mulda, tam lód, obok przejedzie jakiś nierozważny narciarz, ale na koniec dnia mimo wszystko czujesz satysfakcję, że nie zraziłeś się do tego sportu na zawsze.
Dlatego tak jak potrzebujesz zrehabilitować złamaną nogę, tak samo potrzebujesz zrehabilitować złamane serce. Potrzeba na to czasu, uporu i cierpliwości. Ale jest to osiągalne. Tak samo jak po kontuzji nie wracasz od razu do uprawiania sportu, tak samo i tu potrzebujesz przerwy. Czasu. Często pomocy specjalisty. Rehabilitanta w osobie terapeuty, który pomoże Ci odbudować to co zostało naruszone. Przy jego pomocy będziesz stawiać na nowo pierwsze, ostrożne kroki. Będziesz nabierać pewności, że można spróbować jeszcze raz. I że można się tym na nowo cieszyć. Wiem, że podjęcie decyzji o terapii nie jest łatwe. Wiem, bo sama kiedyś taką decyzję musiałam podjąć. Ale nie żałuję ani jednej sesji. Nie było to łatwe. Było cholernie trudne, szczególnie dla mnie, osoby, która chciała rozliczać terapeutę metodą efektywnościową 😉 Trudno jest się zwierzać obcej osobie. Nie raz boimy się jak ocenią nas nasi bliscy, a co dopiero osoba, która nas totalnie nie zna. Tylko, że ta osoba potrafi odciąć emocje i powiedzieć nam prawdę prosto w oczy. Prawdę, której nie raz nie chcielibyśmy usłyszeć. Znienawidzisz ją za to, powiesz sobie, że już nigdy na sesję nie przyjdziesz, po czym na nią wrócisz. Bo w tym samym momencie, w którym się wkurzyłeś zaczął się w Twojej głowie proces myślowy. Ruszyła maszyna, która zaczęła zlepiać porozsypywane dotąd kawałki. I może jeszcze w tej chwili niewiele z tego rozumiesz, ale trzymając jeden element układanki w rękach już myślisz gdzie mógłbyś go dopasować i co też ten kolejny przed Tobą odkryje. Zaczniesz sklejać obrazek, który może pokazać Ci całkiem inną stronę samego Ciebie. Tę której nigdy nie dostrzegałeś. Plus tej układanki jest taki, że robisz to etapami. Każdy kolejny element jest przepracowywany i sam możesz zdecydować czy pasuje do obrazka, który finalnie chciałbyś osiągnąć. Kto wie, może uznasz, że niektóre z puzzli są już niepotrzebne. I może w końcu zauważysz, że element ze śnieżnej krainy, z którego ewidentnie wieje chłodem nie bardzo pasuje do ciepłego i sielskiego obrazka, które umieszczono na opakowaniu.
Czy czas leczy rany? Myślę, że sformułowania tego używają ludzie, którzy tak naprawdę nigdy nie cierpieli. To z czym się zgodzę to to, że pozwala tym ranom się zabliźnić. Pozwala nabrać dystansu i wybaczyć. Potrzebujemy czasu. Potrzebujemy siebie nawzajem. Kobiety mężczyzn, mężczyźni kobiet. I potrzebujemy miłości. W odpowiednim czasie i z odpowiednim człowiekiem. Ja już jestem gotowa na kolejną przejażdżkę.